Wystawa dwóch artystów, nie widzących się, ale rozmawiających. W ich wymianie na odległość, nie ma prawie słów - są obrazy. Obaj ci artyści mają obrazy za język - słowa, zdania, całe frazy. Nie słychać słów, a to przecież rozmowa, nie ma zdań a to przecież mowa.
Niewykluczone, że gdyby się spotkali i mieli rozmawiać jak normalni ludzie, nudziliby się ze sobą. A może i czuliby się zażenowani martwą ciszą. Tak więc choć malują to słyszą, choć fotografują, to wydają głos. Dodajmy, że to rozmowa na tematy niekoniecznie wesołe, ale też niekoniecznie smutne - jak np. nasza indywidualna wyjątkowość czy może niestety doskonała zastępowalność. Jest w tej rozmowie specyficzna nieadekwatność, jakby nie chcieli mówić na tematy z zewnątrz zadane, a zajmowali się sobą, najbardziej jak to możliwe sobą - samymi sobą. Jakby mimo pracy we dwóch tonęli w swojej pojedynczości i swoich indywidualizmach. I tylko przez to filtrowali świat.
Żeby zorientować Publiczność, wyjaśnię że ich indywidualna a jednocześnie wspólna praca, wyglądała następująco:
- jeden z artystów inicjował wątek wizualnej rozmowy, wysyłając drugiemu wizualny „tekst” - ważny z jakiegoś niedocieczonego powodu obraz, fotografię, czy przedmiot;
- drugi artysta zwykle podejmował ten wątek, ingerując w obraz, fotografię, czy obiekt jaki otrzymał;
- efekty swojej ingerencji odsyłał pierwszemu artyście;
- ten z kolei ingerował w to, co dostał i wysyłał po raz ponowny.
I tak to się plotło przez lata, jakby ta rozmowa nie wiodła ku żadnej konkluzji, a jedynie obracała się wokół ważnych dla nich obu tematów, takich jak:
- śmierć bliskich;
- upamiętnienie i pamiętanie smutnych, czy złych wydarzeń;
- kruchość ciała.
Wystarczy, że wymienię te trzy - resztę można odnaleźć patrząc uważnie na zapis ich rozmowy we formie wystawy.

Podsumowując w skrócie:
- dwóch ludzi - w tym przypadku artystów - siedząc głęboko w swoich własnych światach, fantazjach i kłopotach, postanowiło o nich ze sobą rozmawiać; rozmowa ta była szczerą i otwartą do bólu;
- rozmawiali bez słów, gdyż te stanowią ograniczenie, zawężając znaczenia i utrudniając porozumienie;
- do niczego nie doszli, ale starali się dojść, idąc po wertepach i bezdrożach; z mglistą perspektywą zobaczenia tego, co niewidzialne;
- ta dziwna rozmowa na odległość, wydobywała ich z własnych wyłącznie światów - a poprzez użycie języka uniwersalnego, umożliwia dziś pokazanie jej etapów widzom; wierzę, że postronni obserwatorzy i „słuchacze” tej rozmowy, mogą ją zrozumieć, lub choćby pojąć jej fragmenty.
Oczywiste jest, że ilustracją dla tego tekstu jest sama wystawa. Postaraliśmy się jednak uzupełnić sam ten tekst o wykres dynamiki rozmowy pomiędzy artystami. Ujmuje on w przejrzystą formę lata rozmowy, natężenie wymiany i ekspozycję danej tematyki.
Dodałbym do komentarza Artura jeszcze jeden wymiar naszej rozmowy, mianowicie przestrzeń czasu, który jest jakby nienasycony, wielowymiarowy, nie do końca oczywisty. To co już było, może jak echo powtarzać się i wracać do początku..
Nie wszyscy posiadający umiejętność posługiwania się językiem mają potrzebę czy chęć używania go w kontekście dialogu, który się wypełnia w czasie przypisanym nie tylko jednej osobie. Można by to określić czasem wspólnym. Mam takie doświadczenie sprzed wielu lat, z 1976 roku. Prowadziłem zajęcia plastyczne w szpitalu psychiatrycznym na Nowowiejskiej. To były rozmowy bez słów, poprzez rysunek na kartce papieru.

Okazało się, że moimi rozmówcami były głównie osoby będące „amatorami”. Pacjenci którzy byli artystami, nie mieli takiej potrzeby. Czyli umiejętność czy sprawność używania języka, może polegać też na wyrwaniu się z pętli czasu prywatnego, autonomicznego. W kulturach trybalnych jest to norma kulturowa. W naszym najbliższym środowisku Oskar Hansen w teorii „formy otwartej” próbował kodyfikować wspólnotowe relacje w dynamicznej interakcji.